Nie mogło być cały czas radośnie i nie-dolegliwie, prawda?
No więc ostatnio trochę przestało być. Ten nowy lek, o czym panie lekarki słodko zapomniały wspomnieć, powoduje koszmarne wysypki. Mam teraz gębę dramatycznie usianą – aż mi wstyd wychodzić z domu. Chyba przejdę na islam i zakupię burkę 😉
Zadziwiające, jak własny wygląd wpływa na samopoczucie. Nie znoszę swojego odbicia w lustrze i jest mi z tym źle.
Tak, wiem, że to małe piwo. Tak sobie tłumaczę. I że to minie. No pewnie minie. Choć pani doktor stwierdziła, że „nie jest wcale tak źle! moze być gorzej…” A dziękuję. To mnie pani pocieszyła!
Dodatkowo poirytowały mnie wydarzenia dnia wczorajszego.
O 9.00 miałam się stawić na dolewkę tego magicznego leku zamieniającego twarz w powierzchnię księżyca. Stawiłam się. Pani doktor przyszła już o 10. O 10.30 zaryzykowałam wpad do gabinetu i pytanie, czy jest szansa, że zostanę dziś przyjęta.
„O, a ja pani nie mam zapisanej.”
Cudnie.
„No dobrze, to ja wypiszę receptę do apteki i poczekamy na leki.” Tak z półtorej godziny.
„Pani doktor, czy z tą twarzą można coś zrobić?” Poza tym, że ponoć nie jest źle, otrzymuję inny rodzaj wsparcia: skierowanie do dermatologa z dopiskiem pilne.
Zasuwam do innego budynku, czekam do rejestracji, zakładam kartotekę (bo nie wystarczy jedna na cały szpital).
„Proszę czekać pod gabinetem”, słyszę. Konkretnej godziny nie dostaję, więc zakładam (jak kto głupi, bo służba zdrowia zawsze działa odwrotnie do wszelkich logicznych założeń), że tutaj przyjmowanie działa jak w poradni onkologicznej, na zasadzie mniej lub bardziej losowej.
Ponieważ mam dolewkę, a to jednak rzecz ważniejsza od mojej gęby, wracam na chemię. Pół godziny i już o 12.45 zostaję podłączona. Na godzinkę, która trwa półtorej. W sali zimno jak w psiarni. Ręka mi drętwieje.
Po dolewce pędzę do dermatologa. Jest 14.15, tabliczka na drzwiach głosi, że lekarz przyjmuje do 14.30. Naciskam klamkę – zamknięte. Siadam więc i czekam. O 15 pani doktor się pojawia i od razu mnie informuje, że po godzinach ona nie przyjmuje.
Tłumaczę, że byłam w godzinach i że to nie moja wina, że jej w pokoju nie było.
A ona, że miała mnie wpisaną na wcześniejszą godzinę i moja strata.
Już zła, odpowiadam, że nie jestem rozkapryszoną nastolatką z trądzikiem młodzieńczym, tylko miałam chemioterapię i nie potrafię być w dwóch miejscach jednocześnie.
„Trudno, proszę przyjść jutro.”
„Jutro nie mogę. Byłam tu o 14.15, więc 15 minut powinno należeć do mnie.”
„Ostatni pacjent przyszedł o 14, potem nikogo nie było, więc wyszłam.”
„Ja jestem ostatni pacjent. A na drzwiach nie ma pani napisane ‚do ostatniego pacjenta’, tylko ‚do 14,30’.”
„Nie przyjmuję i spieszy mi się.”
Olała mnie.
Nie będę mówić co o niej myślę. Napiszę na nią skargę – a co! I więcej do niej nie pójdę. Święta krowa szpitalna…
26 Komentarzy
Comments feed for this article
19 Maj 2010 @ 15:15
Igor
Napisz, nawet się nie zastanawiaj. Takie pindy na zbity pysk bym wyrzucał z pracy – im wcześniej, tym lepiej dla wszystkich. U lekarzy z takim podejściem do obowiązków brak poszanowania dla pacjenta zwykle wzrasta wraz z ilością przepracowanych lat – więc im dłuższa parktyka, tym bardziej nadużywają władzy nad człowiekiem w chorobie. Tylko bez nerwów. Zniszcz podłą babę na zimno – z obojetnością równą jej podejściu do swojej pracy:)
Pozdrawiam!
19 Maj 2010 @ 17:38
Herzogin Cecilie
Napisze z pewnoscia na zimno, bom juz ochlonela i mam dla niej jeno pogarde 😉
19 Maj 2010 @ 15:40
Maria
To jest katastrofa zeby pacjent w czasie leczenia gonil lekarzy
juz tam gdzie daja wlewki powinni cos zapisac
Awastin jest w tabletkach a dlaczego tobie wlewaja
jak czuja sie twoje zyly
dzisiaj trzeba byc zdrowym zeby chorowac i miec sily na to wszystko
a ta lekarz co za glupia baba i takie sie nigdy nie naucza
ja bym jej w pier..l dla przykladu dala
niestety to codziennosc dla nas i lokciami trzeba sie pchac
i dobrze jest jak ktos z rodziny pomaga nam kiedy sil zabraknie
pozdrawiam i wracaj do zdrowia
19 Maj 2010 @ 17:39
Herzogin Cecilie
Avastinu juz nie dostaje – zmienili mi, bo przestal pomagac. Ale i tak bralam w kroplowce…
Teraz dostaje Erbitux (Cetuximab). Syf. Wolalam Avastin.
19 Maj 2010 @ 17:17
Ireth
Zgadzam sie z Igorem, napisz skarge. Aczkolwiek watpie, czy to cos da…
W sprawie burki, wybiore sie na rekonesans naszych etnicznych sklepow, cos ladnego sie wybierze 😉
Buziaki i nie daj sie pindom lekarskim.
19 Maj 2010 @ 17:40
Herzogin Cecilie
😀
Skarga pewnie nic nie da, ale kropla skale drazy. Olanie jest rownoznaczne z akceptacja tego stanu rzeczy.
O widzisz… lato idzie, to mi sie jakas kolorowa przyda :]
19 Maj 2010 @ 19:26
Malgosia
hej czytam kazdy Twoj wpis i teraz widze ze to wcale nie jest takie ławe…
pozdrawiam Cie serdecznie :*
20 Maj 2010 @ 12:16
Herzogin Cecilie
Ano – nie jest łatwe 🙂
I nikt nie obiecywał, że będzie…
Ale jeszcze mi silniczek działa i popycha do przodu.
Ty też się trzymaj 🙂 Jak tam sprawy? Jakaś poprawa? Przełom?
19 Maj 2010 @ 20:56
seven
Podali Ci przed wlewem lek przeciwhistaminowy i kortykosteroid ? Powinni tak robić przed każdorazowym podaniem Erbituxu, żeby zapobiec reakcjom alergicznym.
Na pocieszenie: ta wysypka schodzi 😉
20 Maj 2010 @ 12:17
Herzogin Cecilie
Aleś się wyszkoliła :]
Łykam tylko tabletę antyalergiczną. A ta reakcja to chyba nie alergiczna, tylko „zupełnie normalna”
No trudno. Przez kilka miesięcy się powstydzę 😉 Na to się akurat nie umiera. Chociaż psuje nastrój skutecznie, nie ma co…
19 Maj 2010 @ 22:19
Aniaha
jestem w szoku
jak tak mozna?
pisz, ja tez wierze w te krople
20 Maj 2010 @ 12:24
Herzogin Cecilie
No bezczelne babsko i tyle. Może na jutro się gdzieś prywatnie wbiję…
Właściwie to chyba tak charakterystyczne zachowanie u lekarzy, jak u nikogo innego. Nawet urzędnicy w ZUS-ie mnie inaczej traktowali :] Wyobrażam sobie, że pani doktor przychodzi do mnie do pracy, a ja jej mówię, że teraz nie mam czasu, potem wychodzę na pół godziny na obiad, a potem wracam i informuję, że spieszy mi się do domu i nie przyjmuję po godzinach…
20 Maj 2010 @ 07:09
Pola
O kurcze, co za maskara. Dziewczyno ty się nie dawaj i jak ochłoniesz pisz tą skargę. Popieram.
20 Maj 2010 @ 12:25
Herzogin Cecilie
No nie daję się, póki co. Jeszcze za wcześnie 🙂
A skargę pójdę złożyć w poniedziałek, bo akurat idę do szpitala. Albo może nawet jutro, bo jak się będę dobrze czuła, to pojadę zrobić badania.
20 Maj 2010 @ 11:39
RomKal
A ja Ci już mówiłem, żę co do tej twarzy to w przyciemnionym świetle pomyślałem, że ładnie Ci piegi wyszły – jak w środku lata 😉
20 Maj 2010 @ 12:28
Herzogin Cecilie
Heh, czyli powinnam funkcjonować w przyciemnionym świetle. Zamieszkam chyba w przedpokoju. I wejdę w tryb życia nietoperza :]
20 Maj 2010 @ 16:28
smartfood
Takie pindy jak pani „doktór” to nic, tylko za nogę i na szpitalne oprawy do skrzeczących świetlówek powiesić 🙂
Pozdrawiam – dobrze poczytać osobę z troszkę pogodniejszym podejściem do swojego stanu zdrowia niż „o mój boże co ja zrobię aj” ! 🙂 Tak trzymać 🙂 Zapraszam do mnie, może jakieś ciekawe informacje dla Siebie wyskubiesz 🙂
20 Maj 2010 @ 19:18
Herzogin Cecilie
Dziękuję 🙂
Również za umieszczenie linka do mej skromnej strony :]
Jasne – informacji na temat zdrowego odżywiania nigdy za wiele…
20 Maj 2010 @ 18:30
dziewczyna-programisty
z tego co przeczytałam, to przy cetuksymabie z 80% pacjentów ma przeróżne rewelacje skórne, więc można się jedynie pocieszyć, że człowiek nie jest z tym sam 😉 chociaż wiem doskonale, że to marne pocieszenie.
a na tę panią, co to chyba przez pomyłkę lub z rodzicielskiego polecenia trafiła na medycynę (bo że powołania brak, to widać), to zamiast pisać skargę nasłałabym jakiegoś reportera z tiwienu albo innej stacji o porządnej oglądalności – minikamerka w torebkę i mała prowokacja gotowa, najlepiej ok. 14.15 😉
20 Maj 2010 @ 19:19
Herzogin Cecilie
😀
Omg, chyba nie mam sily na takie prowokacje 😀 Za duzo moich nerwow by poszlo 😉
Rewelacje skorne, sa, w rzeczy samej, czesta reakcja na ten lek. Tylko ludziom na ulicy nie mam jak tego przekazac 😛
No nic, trzeba przez jakis czas pobyc brzydka i odrazajaca. Swoja droga – pozyteczne doswiadczenie 😉
23 Maj 2010 @ 09:48
Pola
Hej,
Jak tam „piegi”?
23 Maj 2010 @ 19:53
Herzogin Cecilie
Hmm, no są, sa… skora mi sie wysusza i luszczy, takze nie wygladam pieknie, ale po troche schodza. Oczywiscie we wtorek znow zakwitna, wiec bedzie mala katastrofa, ale juz przywykam i powoli przestaje sie przejmowac 🙂
23 Maj 2010 @ 20:19
Pola
Brzmi to tak, jak ja miałam ospę (w wieku 30lat). Siedziałam zamknięta w mieszkaniu w ciapki jak muchomor 🙂
23 Maj 2010 @ 20:25
Herzogin Cecilie
O wlasnie 😀
Pocieszylas mnie troche 😉
21 czerwca 2010 @ 23:57
batka
i jak tam teraz?lepeij troszke?pozdrawiam 🙂
22 czerwca 2010 @ 12:46
Herzogin Cecilie
Organizm lepiej teraz juz znosi chemie. Z wysypka, niestety, dalej walcze i przegrywam sromotnie. Kolega mnie ostatnio pocieszyl, ze za to nogi mam niezle. No lepszy rydz, niz nic…