You are currently browsing the monthly archive for Październik 2010.

Taa… mądre, wierzące w Boga i spółkę głowy nazwą to może kryzysem wiary. A ja nie uważam, że mam kryzys wiary. Ja po prostu nie wiem jak to wszystko działa, a mam bardzo silną potrzebę zmiany tego stanu rzeczy. Nie wygląda na to żeby cokolwiek w tym względzie ode mnie zależało.

Zacznijmy od tego, że jestem człowiekiem świadomie, choć nie bez kłopotów, wierzącym. Jestem właściwie jednym wielkim zbiorem pytań, na które na ogół nie uzyskuję odpowiedzi i fakt, że wierzę jednak w ich istnienie i sens jest już sam w sobie cudem.

Ostatnio tracę cierpliwość. Tę resztkę, która gdzieś się tam ostała.

Codziennie odmawiamy rodzinnie nowennę do Matki Boskiej Gidelskiej, zwanej Uzdrowieniem Chorych. Zdaje się, że niewielkiego ich procenta,nie wiem na jakiej zasadzie wybieranego, no ale mniejsza z tym. Daję radę wierzyć, że mogę się załapać, choć ostatnio zamiast coraz lepiej, jest coraz gorzej. Jak działa takie uzdrawianie – nie mam zielonego pojęcia. Ale się twardo modlimy, bo może jak nie żarliwością i przenoszącą góry wiarą, to może natręctwem, na zasadzie „Synu, daj jej wreszcie to zdrowie, bo nerwicy dostanę…”

Ostatnio w nowennie był tekst o Kanie Galilejskiej i przemienieniu wody w wino. I ja sobie myślę: to na imprezce szybko było organizowanie cudu, bo się napoje wyskokowe skończyły, a o zdrowie i życie to przez rok można prosić…?! Ładne kwiatki.  Dlaczego akurat taki przykład sobie Maryja wybrała nie mam pojęcia, bo znikomość wagi problemu mnie zwala z nóg. W każdym razie sami widzicie: nic z tego nie kapuję. Żeby mi chociaż dała jakiś sygnał, powiedziała jak polski lekarz „proszę czekać!”… A tu nic. Nie wiem co jest grane.

W dodatku mam problem z pogodzeniem dwóch kwestii: „Proście, a będzie wam dane” i „Niech będzie wola Twoja.” No to jak: mam prosić, czy się zgadzać na wszystko? Czy prosić z nadzieją, że akurat to o co proszę jest w planie do zrealizowania? Ale wtedy – po co prosić? Przecież tylu ludzi prosi, a Pan Bóg i tak wie lepiej i robi po swojemu. Jaki sens ma więc proszenie?

Hmm, chyba widzę haczyk: w zdaniu „Proście, a będzie wam dane” wcale nie jest powiedziane co będzie nam dane. Ot i cała zagadka.To jak wsadzanie ręki do pudła z dziurą – coś tam z niego wyciągniemy.

Tak, wiara mi pomaga. Tak, jak zawsze generuje dużo problemów. I nie wiem czy się na mnie w niebie nie obrażą. Denerwuję się i proszę dalej – może chociaż to zmęczenie materiału zadziała… Tylko czy Bóg się męczy?

Po pierwsze – nie spodziewałam się aż takiego odzewu… Jesteście wspaniali. Mam nadzieję, że nasza złota góra będzie szybko rosła. Przynajmniej tak szybko jak liczba odwiedzin na blogu – dziś przekroczyła już 3000.

A po drugie – no kurwa mać. Wypadła mi plomba. Byłam u dentysty. Dziura w ósemce jak Rów Mariański. Ząb albo do leczenia kanałowego, co jest bez sensu, bo niewiele z niego zostało i jest ledwo żywy, albo do rwania. Fantastycznie. Jeszcze jakieś cudowne doświadczenia życiowe mi się przyplączą? Bo zaczynam wpadać w panikę w związku z milionami moich pieprzyków, z których każdy stanowi niezwykłą indywidualność i byłby do usunięcia, gdyby usuwanie podejrzanych zmian nie prowadziło do zdjęcia z moich nóg całej skóry.

Jak ja za to wszystko świętą nie zostanę…

Rusza akcja KOPR, czyli Kasiowe Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe 🙂

Teraz, kochani, prędziutko wytrzepujecie ze skarpet i sienników mozolnie ciułane na emerytury dutki i entuzjastycznie topicie je w moje choróbsko :] Dodatkowo przekonujecie wszystkich dookoła, że jest to fantastyczna lokata funduszy 😉

Stronka, na której wyczytacie co i jak: kasioweopr.blogspot.com

PS

Nie moja wina, że państwo w Caritasie ochrzcili mnie Figurem…

1. Komentarze.

Dziękuję Wam za życzenia i wszelkie dobre słowa. To naprawdę ważne. Dziś mam już lepszy dzień i jestem w stanie poświęcić ułamek myśli czemuś innemu niż „boli mnie”. Jestem Wam bardzo wdzięczna za chęć pomocy. Konto w Caritas już zostało założone, mój mąż produkuje specjalną stronkę poświęconą ratowaniu mojego mizernego życia. Jak tylko będzie gotowa, to podam Wam szczegóły.

Dziękuję za zaufanie i chęć wpłacania na moje prywatne konto, ale wolę przeprowadzić wszystko oficjalnie, skoro da się to zrobić szybko 🙂 Duże pieniądze mają brzydką tendencję do generowania dużych problemów, jeśli się ich nie pilnuje.

2. Cztery kółka.

W sobotę ostatnią mąż wyciągnął mnię z łoża boleści i zawiózł na paryskie, a właściwie światowe targi samochodowe. No niezłe, niezłe te bryczki. Kosmiczne, rzekłabym.

Jaguar.

 

Mazda.

 

Renault.

 

Audi.

Salony zwiedzałam na wózku inwalidzkim, co wiąże się z kolejnymi spostrzeżeniami na temat pojazdów kołowych. Wystarczy pojeździć kilka godzin i człowiek ma obraz życia na wózku. Dopiero wtedy zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężkie jest życie osób niepełnosprawnych. Nikt cię nie zauważa, ty nic nie widzisz, wszyscy na ciebie włażą, można dostać klaustrofobii, zdzierasz sobie gardło krzycząc ciągle „Excusez-moi!”

Jeszcze bardziej traumatycznym przeżyciem była wyprawa do Carrefoura – całkowity brak przystosowania czegokolwiek do poruszania się na wózku. Schodki – i to dosłownie – zaczynają się pod blokiem. Podjazdów nie ma. Dobrze, że mogę wstać. Chodniki dziurawe – dostaję wstrząsu mózgu. Samochody zaparkowane tak, że wózek się nie mieści.  Zjazdów z chodnika nie ma, przez ulice przechodzę na piechotę. Na środku chodnika rosną drzewa, więc wózkiem trzeba jechać ulicą, pod prąd. Uff. Nie wiem jak niepełnosprawni sobie z tym radzą.

3. Punkcja.

Wczoraj miało być ściąganie płynu z otrzewnej, ale USG pokazało, że:

– płynu nie ma wcale tak dużo, więc to raczej nie on mi doskwiera

– są wprawdzie przestrzenie wypełnione wodą, ale nie da się do nich bezpiecznie (czyli nie naruszając guza) wkłuć

No i żadnego zabiegu nie było. Na szczęście brzuch sam postanowił trochę odpuścić i dziś nie boli.

Kochani, bardzo Wam dziękuję za życzenia. Bardzo. Bardzo.

Teraz mam kiepskie dni, więc ciężko mi coś więcej napisać… Boli mnie brzuch, bolą mnie plecy, nie bardzo mogę sobie znaleźć miejsce. Wszyscy dookoła łapią dołki, ja trochę też. Snuję sobie różne refleksje, ale nie mam siły i cierpliwości żeby je teraz opisać. No czasem tak musi być.

Jutro wybieram się do szpitala ściągać płyn – mam nadzieję, że jakoś przetrwam podróż i że punkcja pomoże.

Poza tym staramy się o konto w Caritas, bo będziemy zbierać fundusze na start leczenia. Czekanie na ubezpieczenie i nicnierobienie nie jest najlepszym pomysłem… Jak konto ruszy, na pewno dam Wam znać no i… będę prosić o pomoc.

Archiwum

Statystyki

  • 720 820 hits

Wpisz swój adres e-mail, żeby otrzymywać powiadomienia o najnowszych wieściach :)

Dołącz do 65 subskrybenta